Jako coś w tym stylu film spisuje się nieźle. Nie jest zachwycający, nie powoduje wypieków na twarzy i nie sprawia, że czuję się emocjonalnie związany z postaciami, ale też nie obraża mojej inteligencji jako widza. Ładny, ciekawie skonstruowany i przede wszystkim nie próbuje być niczym więcej, niż jest - prostą i dość efektowną bajką. Jasne, była masa klisz i momentami sztampa goniła sztampę, ale jakimś cudem...miało to sens. Fabuła lekko naiwna i bajkowa, ale jednak spójna i ani przez moment nie miałem takiego: "No dobra, ale o co w ogóle chodzi?" - to już dobry znak. W punkcie, którym się znajdujemy, czyli masowej produkcji efektownych gniotów o niczym ten film wybija się ponad poziom gówna. Nawet długi metraż rozciągnięty na 2,5 godziny specjalnie mnie nie zamęczył - oglądałem dużo gorsze i bardziej dłużące się filmy. O jakości adaptacji, czy tam ekranizacji się nie wypowiem, bo pierwowzoru nie czytałem a film, mimo kilku plusów, niezbyt mnie do tego zachęcił.

Czy polecam? A bo ja wiem? Jeśli, tak jak i mnie, brakuje Ci czasem lekkiej fantastyki, a w piątkowy lub sobotni wieczór masz dużo czasu to obejrzyj. Szczególnie, gdy nie masz już ochoty wracać do "poważniejszej" fantastyki.